Media pozostają nadal czwartą władzą, ale sami dziennikarze coraz mniej się liczą. Ich niezależność jest poddawana w wątpliwość, ich etos jest podważany. Debaty z ich udziałem przypominają „dyskusje” polityków. Nigdy też nie brylowali w rankingach zaufania społecznego.
Nadal jednak wierzymy, że walczą o prawdę i o rzetelną informację. To paradoksalnie ułatwia pracę „inżynierom dusz”: specjalistom public relations czy marketerom. Pod warunkiem, że wszyscy znają swoje miejsca i działają zgodnie z własnym etosem.
Marketing i PR to swoista „piąta władza”, wpływająca zarówno na procesy legislacyjne (lobbying, inicjatywy w rodzaju walki o uznanie gier komputerowych za sport), wyrabianie nawyków konsumenckich, postrzeganie społeczne równouprawnienia, walki o czystość środowiska. Także duże akcje charytatywne raczej nie są inicjatywą dziennikarską.
Działania firm wykraczają poza proste nakłanianie do zakupów. Misja korporacji może być tak szeroka, że sam produkt jest zaledwie drobnym dodatkiem, choć wyjątkowo niezbędnym. Nieważne jednak są pobudki, jeśli poprawiają jakość życia i budzą umysły.
Przyszłość marketingu, jak i zresztą całego przemysłu perswazyjnego, wygląda o wiele bardziej obiecująco niż dziennikarstwo. To on jest w stanie wpływać na opinię publiczną i edukować społeczeństwo. Potrzebuje jednak do tego celu wiarygodnego medium. Więc je sobie tworzy, a na co dzień praktykuje współpracę z dziennikarzami.