Marketing

Wstydliwy temat

W rozmowach na temat Web 2.0 wypada zauważyć, że to jakiś nieokreślony projekt, bańka mydlana albo nowa chwytliwa nazwa marketingowa. Nie należy sugerować, że wiadomo, o co w tym chodzi. A już broń Boże podać jakąś definicję (która nota bene nie istnieje, jak wszyscy wiedzą). W tym nawet tkwi trochę racji, bo gdy mamy definicję, szybko okazuje się, że w jej zakres wpada coś, czego nie chcielibyśmy, a wypada coś innego. Taka zbyt krótka kołderka, spod której wystaje a to głowa, a to nogi.

Na szczęście są też inne sposoby mówienia o Web 2.0. A warto, na co wskazuje mnogość publikacji i rosnące zainteresowanie mediów tym tematem. W kwestii blogów na przykład panuje chyba zgoda powszechna: to przejaw oddolnego budowania społeczności kreującej tą drogą swój autorytet, budującej wokół siebie grono komentatorów i czytelników. Z badań agencji Edelman wynika, że spośród aktywnych bloggerów wywodzą się również aktywiści świata realnego. Ich potencjał można odpowiednio ukierunkować – z pasji społecznej na budowanie wizerunku naszej marki.

Z narzędziami ułatwiającymi laikom korzystanie z Internetu wiąże się też pojęcie webusability. Każdy zainteresowany tym zagadnieniem może pobrać z naszej witryny „Biblię Webusability” przygotowaną przez agencję Zenthropy Partners. Agencja proponuje oddanie decyzji co do kształtu serwisu samym użytkownikom, zdanie się na folksonomię oraz posługiwanie się schematami działania z popularnych programów – wszyscy je znają. Nie wolno wprawiać klienta w zakłopotanie. Wszystko ma być proste, oprócz zakładek (te powinny być zaokrąglone).

Web 2.0 wylewa się do „realu” nie tylko poprzez aktywność bloggerów, lecz również przez kampanię reklamową Merlina. Dlaczego akurat jego? Jako naśladowca Amazona korzysta z kolejnej idei definiującej Web 2.0, zwanej „długim ogonem”. Szeroka oferta dostępna poprzez Internet sprzyja zakupom niszowym. Żadna księgarnia w mieście nie jest w stanie utrzymać tak szerokiej oferty tak łatwej do wyszukania.

Polska na razie jedynie kopiuje zachodnie wzorce, jak to wyraził jeden z dyskutantów na blogu web20.pl: „Czekamy, aż kolejny nastolatek z USA wymyśli coś, aby polski 30-latek mógł to z premedytacją ukraść”. Jeśli ktoś jednak ma trafną, oryginalną ideę i sądzi, że mogłaby się sprawdzić w Internecie, może spróbować zainteresować nią e-inkubator.pl. Jest to nowy projekt finansowania rokujących nadzieję przedsięwzięć e-biznesowych.

Tych kilka wspomnianych wyżej pojęć nie wyczerpuje oczywiście sensu Web 2.0 – pokazuje, że na bieżąco powstają i rozwijają się inicjatywy, które mieszczą się swobodnie w samym centrum nowej wizji Internetu. Nawet wbrew malkontentom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.