Jak podał portal Gazeta.pl za The Observer, firma odzieżowa GAP ma problemy. W kilka lat po „No logo” Naomi Klein okazało się, że nadal można udowodnić firmie wykorzystywanie niewolniczej pracy dzieci w krajach Trzeciego Świata. Wprawdzie rzecz dotyczyła podwykonawców, jednak także na nich rozciąga się odpowiedzialność marki – o ile tak zadecyduje opinia publiczna. W tym przypadku skandal ma o wiele głębszy wymiar, gdyż do niemal niewolniczej pracy były zmuszane nawet dziesięciolatki, szyjące ubrania z serii GAP Kids na zbliżającą się Gwiazdkę.
Oczywiście GAP zadeklarował swą nieświadomość problemu oraz wolę jego szybkiego rozwiązania. Wycofa ubrania z rynku, czyli na dodatek praca dzieci pójdzie na marne. Nie zapłaci im, w każdym razie z artykułu w „Observerze” nic takiego nie wynika.
Patrząc z pozycji biznesu, odpowiedzialność firm za swoich podwykonawców nie jest sprawą oczywistą. Wydawałoby się, że firma skupiająca się wyłącznie na „core business” nie może, nie powinna przejmować się, jak działają i co robią jej podwykonawcy. Jednak budowanie marki to coś więcej niż biznes, a ostatnimi czasy w zakres tego procesu wchodzi coraz większa odpowiedzialność czy to za środowisko, czy też za warunki życia lokalnych społeczności. Zwłaszcza w przypadku dużych, znanych marek. GAP sam opracował własne standardy etyczne w 2004 roku, co więcej, bierze udział w akcji RED.
Wracając do tez Naomi Klein, warto zauważyć, że pracodawca, który przez ostatnie dziesięciolecia robił wszystko, żeby pozbyć się odpowiedzialności za swych pracowników, teraz znów poszukuje odpowiedzialności – tyle że nie na poziomie własnej firmy, a zewnętrznych programów z gatunku CSR. Jakże istotna to zmiana: pracownik nie może liczyć na należną pomoc chlebodawcy, ale na łaskę fundacji lub poczucie, że firmy robią coś dla ogólnej poprawy warunków życia. Marki nie budują powinności wobec pracowników, ale dobroczynność wobec ludzkości. Chyba tylko w takim kontekście da się zrozumieć działania GAP.