Marketing

Krok w tył?

Ciekawą, ale i budzącą kontrowersje definicję Web 3.0 przytoczył za Calacanisem Kuba Filipowski. Chodzi o to, że swobodna twórczość internautów zostanie ograniczona pewnego rodzaju moderacją. Zdaniem Kuby postulowane tam przekazanie pieczy nad treścią wybranym użytkownikom to krok wstecz, próba ożenienia funkcji redaktora 1.0 z wolnością „składaczy” i „kolażystów” Web 2.0.
Nie jest to takie jednoznaczne.

Gdy spojrzymy na powszechnie znane problemy Wikipedii z wiarygodnością wpisów i projekt Wikipedii 2.0 znoszący samą ideę wolnej encyklopedii na rzecz medium moderowanego przez „trusted editors”, widzimy, że sztandarowy przykład Web 2.0 również idzie w tym kierunku.

Serwisy, które służą do polecania sobie artykułów, zazwyczaj promują tematy popularne, nie wartościowe – to był np. zarzut stawiany podczas krakowskiego Grill IT wobec oprogramowania, które miało śledzić na zlecenie informacje dotyczące określonych tematów z wykorzystaniem właśnie rankingów tego rodzaju.

Jednym słowem, Web 2.0 w warstwie propagacji informacji ma dość krótki ogon. Podobnie jak rzadko kto przegląda dwudziestą trzecią stronę wyników wyszukiwania w Google, tak samo nie sięgnie po informację rzadką, nie znając jej wartości. Wartość zaś wyznaczana jest popularnością.

Maciej Budzich w swej relacji z Auli wspomina pochlebnie projekt WolneLektury.pl, jako opozycję do popularnych obecnie e-booków. Jest to głos w obronie jakości i moderowania – jednak przeciw Web 2.0, przeciw wolności wypowiedzi, komponowania i składania, o których pisze, przywoływana w tekście Kuby Anna Zelenka.

Przyjrzyjmy się projektowi – jego przewagą ma być współpraca z naukowcami, podawanie pewnych kluczy interpretacyjnych, ale nie gotowych ściąg; nauka myślenia, a nie komponowania i składania z wątpliwej jakości opracowań. Gdybyśmy chcieli być konsekwentni w obronie Web 2.0, powinniśmy zachwalać właśnie e-booki i ściągi, jako pełny wyraz współczesnej kultury. Może, jak w kinie spod znaku Tarantino, ze skrawków powstanie nowa jakość, jak przekonuje w Wolnej Kulturze Lawrence Lessig. Jednak nawet tam te skrawki ulegają głębokiemu przetworzeniu, twórca dodaje coś od siebie i nie chodzi tu o prosty komentarz.

Podsumowując – moderowanie i powrót do pewnych praktyk z „poprzedniej epoki” Internetu niekoniecznie wymaga potępienia w czambuł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.