Zostałem wywołany do odpowiedzi, więc po chwili zastanowienia (nie mogła być zbyt długa) spisałem książki, które jakoś były dla mnie ważne. To punkty zwrotne, które wpłynęły na moje życie. Było jeszcze kilka, ale uświadomiłem sobie to dopiero po publikacji, a liczy się to, co jest top of mind.
Moja lista:
- Kurt Vonnegut, „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater” – bo wyprowadził mnie z getta SF, gdzie przebywałem przez większą część podstawówki.
- Kurt Schwitters, „Dadaism” („O kochanko mych dwudziestu siedmiu zmysłów, Kocham ci! – Ty twego cię ci, ja ci, ty mi. – My?” – dotąd pamiętam fragment „Do Anny Blume”). Książka wprowadziła mnie w sztukę po ruchu Dada, czyli to, co w niej najważniejsze do dziś.
- Dino Buzzati, opowiadania „Polowanie na smoka z falkonetem” (i powieść „Pustynia Tatarów”). „Kropla wody wspina się po stopniach schodów. Czy ją słyszysz?” – poetycka groza i poczucie takiej upalnej pustki doskonale korespondowało z ostatnimi latami PRL-u. Przynajmniej u mnie. Ten autor otworzył mi oczy na cały realizm magiczny, od Cortazara po Tokarczuk, a z drugiej strony – na de Chirico i… sztukę komiksu.
- Bohumil Hrabal, „Zbyt głośna samotność” – taki piękny stoicyzm.
- C. G. Jung, „Psychologia a religia” – wprowadziła mnie w tematykę gnozy, doprowadziła do Eliadego i Grotowskiego oraz do etnologii religii. No i jest świetnym kluczem do Ursuli le Guin
- Roman Ingarden, „Spór o istnienie świata” – na studiach kulturoznawczych chodziłem na spotkania pracowników Instytutu Filozofii we Wrocławiu, gdzie o niej dyskutowano. Niewiele rozumiałem, choć wczytywałem się chciwie. Więc zmieniłem kierunek studiów.
- Orygenes, „O zasadach”, bo wprowadził mnie w systemy neoplatońskie i rozszerzył wiedzę na temat chrześcijaństwa. Jednocześnie doprowadził do zainteresowania historią i metodologią nauk (bo to neoplatończycy średniowieczni z zakonu Franciszkanów i renesansowi kabaliści przyczynili się do rozwoju nauki w jej oświeceniowym kształcie).
- Willard van Orman Quine, „Z punktu widzenia logiki” – bo nauczył mnie sceptycyzmu zarówno wobec dokonań nauki, jak i metody pisania esejów filozoficznych.
- Władysław Reymont „Ziemia obiecana” – na początku lat 90-tych wszyscy przeżywaliśmy zachwyt neoliberalizmem. A ta książka była takim niejednoznacznym symbolem jego triumfu. Od tej lektury datuje się moja fascynacja Łodzią, ale i niewiara w neoliberalny altruizm.
- Tomasz Mann „Czarodziejska Góra” – przywróciła mi po latach wiarę w to, że literatura może mówić o człowieku, jego historii i świecie.
Nie ma nic marketingowo-branżowego, bo tu więcej nauczyłem się słuchając mądrych ludzi z Polski, niż czytając zagranicznych autorów bestsellerów.
(na ilustracji fragment obrazu Dino Buzzatiego „Toc toc” z okładki książki „Polowanie na smoka z falkonetem”)