Marketing

Tanie piwo czy własna kanapka

Jeszcze na temat ostatniego spotkania Kraków PR i opinii rzecznika prezydenta Krakowa, Marcina Helbina, że Kraków na pielgrzymach nie musi zarabiać.

Spójrzmy na statystyki Małopolskiej Organizacji Turystycznej: turystów w Krakowie było w 2006 roku 7,5 miliona (+ 0,5 z okazji wizyty papieża), w tym 2,4 mln gości zagranicznych, z czego 16,6% z Wielkiej Brytanii (oczywiście nie wszyscy to uczestnicy wieczorów kawalerskich), co daje ok. 400 tys. Wyspiarzy. Jakaś ich część świetnie się bawiła w centrum miasta.

5 kilometrów dalej zaś, choć nadal w stolicy Małopolski, odwiedzających Łagiewniki było 2 miliony (zarówno w zeszłym roku, jak i we wcześniejszych), co sytuuje go na drugim miejscu wśród polskich sanktuariów, za Jasną Górą z 4,5 mln pątników, a przed Kalwarią Zebrzydowską i Licheniem. Co więcej, Licheń odwiedzają głównie pielgrzymi z okolicznych województw, a Łagiewniki nader licznie odwiedzane są przez pielgrzymów zagranicznych (niestety uciekło mi źródło tych danych, kiedyś zdobytych w związku z innym problemem).

Pozytywne jest to, że branża PR zauważyła w ogóle takiego turystę. Pozytywne jest także to, że Łagiewnikami miasto zamierza przyciągać Hiszpanów – przez własne działania PR, bo reklama byłaby zbyt droga. Wiele zrobiło samo sanktuarium – pielgrzymi to między innymi ci, którzy na całym świecie ofiarowywali datki na jego budowę.

Teraz przyjeżdżają do Krakowa, gdzie mogą podziwiać ten ogromny betonowy silos postawiony w sąsiedztwie terenów poprzemysłowych, z panoramą centrum handlowego Zakopianka. Może to też jest powód unikania tego tematu w promocji miasta: infrastruktura tam żadna, wygląd sanktuarium bardziej kojarzy się z łodzią podwodną, a stojąca obok wieża zyskała już miano „Oko Saurona”.

Niemniej, nawet gdyby to było 1,5 miliona z 8 mln, to nadal jest 18,75% przyjeżdżających do Krakowa. Przynajmniej część z nich warto byłoby zaprosić do centrum miasta. Nawet jeśli rzecznik prezydenta miasta, Marcin Helbin, ma rację i tak jak mówił podczas spotkania, przyjeżdżają z własnymi kanapkami i wodą mineralną, dziać się może właśnie dlatego, że miasto nie przykłada wagi do rozwoju bazy turystycznej dla nich. Kuriozalne jest natomiast przeciwstawienie ich uczestnikom wieczorów kawalerskich, którzy zostawiają miastu więcej pieniędzy.

Dla marki Krakowa i długofalowej strategii ważniejsze jest pozbycie się odium miejsca taniej rozrywki i taniego piwa. Nie twierdzę, że trzeba od razu stawiać na Łagiewniki, jednak niedocenianie potencjału tak ważnego centrum kultu religijnego może się kiedyś zemścić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.